Nie wiem jak wy, ale ja już myślę o diecie poświątecznej o ile taka w ogóle jest możliwa. Tyle świątecznych potraw przewinęło się przez mój żołądek, że nie jestem w stanie wszystkich zliczyć. A co najgorsze co chwile zaglądam do lodówki! Czasem nawet słyszę jak ona do mnie mówi. Nie wiem czy to objawy schizofrenii czy po prostu obżarstwo.
Cóż, na strychu stoi już zakurzony ergometr, sądzę, że na dniach będę musiała się z nim zaprzyjaźnić. Mam nadzieję, że nie będzie stawił oporu i nasz współpraca przebiegnie szybko a co najważniejsze bezboleśnie. Kolejnym krokiem jest odmówienie sobie kolacji... No dobra może trochę przesadziłam, ale chociaż ograniczenie! Mam tu na myśli hmm może ostatni posiłek zjemy o 18.00? To chyba rozsądna godzina.
W takim razie obżartuchom jutro jeszcze można, ale pojutrze proponuje jogurt naturalny z kawałkami banana i jabłka.